MY dzieci wielkiej płyty

MY Dzieci Wielkiej Płyty

Nie wiem czy tylko mi a może i wam się tak wydaje że kiedyś byliśmy bardziej uśmiechnięci, wolni, pogodni, przyjacielscy, spontaniczni, kreatywni.

Wychowani w budynkach z wielkiej płyty, dzisiaj zapewne byśmy byli nazwani dziećmi ulicy, z dzielnicy patologicznej.

Powrót do lat PRL

Wracam myślami do tamtych lat, wydarzeń, czasów można by nazwać stylu życia w komunistycznym ustroju, gdzie dominującym kolorem był szary. Niemniej jednak w naszych głowach była nieskończona liczba kolorów, w duszach grała muzyka i chęć poznawania wszystkiego i wszystkich – po mimo braku komunikatorów internetowych i portali społecznościowych, o dziwo a w sercach gościło błogie uczucie miłości i wolności.

Nie potrafię wyrazić słowami emocji, które w nas się rodziły, ale nawet dzisiaj jak sobie o tym wszystkim pomyślę i wspominam dzieciństwo i okres dojrzewania czuję dopływ endorfiny.

Zabawy tamtych lat

Zabawy na placach budowy, skakanie do ogromnych wykopów, z których ciężko było się wydostać, ale wszyscy byliśmy sprawni fizycznie więc jakoś się udawało. Zabawy w wojnę z patykami w ręku, granie w piłkę do utraty sił, jazda na rowerach i wpadanie w (nie) kontrolowany poślizg na asfalcie gdzie wysypywało się suchy piasek. Nikt nie patrzył na nasze poobdzierane kolana i łokcie, bo przecież byliśmy dziećmi z patologi. Jak się chciało jeść to kradło się z ogródka sąsiadki jakiś szczaw popijało wodą z kałuży i leciało się dalej, albo wołało się mamę która coś nam zawsze rzuciła przez balkon.

Jesień …

Jesienią paliło się liście na cmentarzu który znajdował się 20 metrów od mojego bloku albo kijami rzucaliśmy w drzewa aby zdobyć kasztany, lub się po prostu na nie wchodziło bez zabezpieczeń na ok 10-15 metrów to była norma, jakie bhp jakie ppoż. Po dniu zmarłych robiło się tak zwane zupki, braliśmy nie wypalone znicze podgrzewaliśmy je na specjalnie przygotowanej konstrukcji z patyków i zlewaliśmy resztki to pustego pojemnika wsadzaliśmy knot i mieliśmy nowiuśką sztukę.

Jak nam się nudziło robiliśmy bączki z wymieszanej saletry i cukru w zamkniętym kapslu po wódce – bo nasi starzy to byli alkoholicy więc kapsli się sporo walało po chałupie, robiło się otwór w tym kapslu i podpalało zapałką, zabawa przednia.

Dla odważnych był karbid, który się kradło ze szkolnej pracowni chemicznej zamykało się w szczelnej puszce, pluło do środka i rzucało, później takie delikwenty bez palców chodziły po dzielnicy.

Przed Sylwestrem …

Przed sylwestrem pamiętam były dostępne kapiszony lub od 18 roku życia korki. Z kapiszonów można było strzelać na kilka sposobów, z pistoletu, uderzając kamieniem lub jak ja to robiłem skręcając dwie śruby ze sobą po wcześniejszym włożeniu kilku kapiszonów, rzucało się to zazwyczaj dziewczynom pod nogi, które niesamowicie piszczały. Z korkami była inna robota, albo się umieszczało je w pistolecie z iglicą albo obierało się je z tzw. skórki i rzucało o ścianę. Kiedyś tak je obierałem – jak pizdło to mi brwi popaliło a piszczący dźwięk w uszach słyszę do dnia dzisiejszego.

Zimą …

Zimą to dopiero była jazda bez trzymanki, jak tylko spadł pierwszy śnieg brało się sanki, i zazwyczaj jak to w większości patologicznych dzielnic były nasypy czy górki zjazdowe. Wiec na początku grzecznie zjeżdżało się żeby wyślizgać świeży śnieg a potem budowało się skocznie, nie jeden koleś po takim zjeździe wrócił do domu ze sznurkiem od drewnianych sanek.

Swoje pierwsze i chyba ostatnie metalowe sanki dostałem na gwiazdkę, pamiętam że od razu po kolacji wigilijnej poszedłem je wypróbować ale przedtem je nasmarowałem woskiem ze świeczki dla lepszego poślizgu. Żywego ducha nie było na górce tylko ja i moje kochane sanki, to było niesamowite doznanie, że takie rzeczy się pamięta po tylu latach. W tedy można było już śmiało na brzuchu zjeżdżać i żaden palant z drewnianymi ci nie podskoczył.

Parę lat później na takich górkach zjeżdżało się na butach – nie jeden zęby tam zostawił. Oczywiście takie zjazdy najlepsze były w większych grupach oczywiście chłopaki i dziewczyny. Podczas takiego zjazdu grupowego wszyscy się przewracali i chłopaki chcąc nie chcąc a w większości przypadków chcąc, co nieco sobie po dotykali. Dzisiaj skończyli by zapewne na komisariacie za molestowanie seksualne. A dziewczyny chyba lubiły taką adrenalinę bo po zjeździe nie szły z płaczem do domu tylko wspinały się dzielnie na górę po kolejny zjazd.

Zimą były jeszcze niezapomniane bitwy na śnieżki, smarowanie śniegiem twarzy i wrzucanie go za koszulę, nie jeden i niejedna z takiej „zabawy” wychodziła z płaczem. Ale każdy jakoś to akceptował i nie skarżył się rodzicom czy nauczycielom.

Wiosna, Lato …

Wiosną, kiedy słońce zaczęło już lekko przygrzewać, w piękne majowe dni zdejmowaliśmy szare ciężkie ubrania, z kumplami kupowaliśmy piwko szliśmy na pobliską łąkę albo nad nasze piękne morze, gdzie zdarzały się kąpiele na waleta, w spokoju bez żadnych zakazów, nakazów mogliśmy odpoczywać. Bez zgiełku, krzyku, tylko my, to było coś pięknego.

Wtedy też zaczynały się pierwsze miłości, fascynacje, dziewczyny też już patrzały na nas trochę inaczej. Już nie byliśmy małymi chłopaczkami z mlekiem pod nosem tylko stawaliśmy się prawdziwymi facetami.

Takich wspomnień jest mnóstwo, to tutaj to tylko zalążek życia, w którym miałem przyjemność uczestniczyć, nikt i nic nam tego nie odbierze. Po mimo całego tego aparatu komunistycznego tamtych lat byliśmy naprawdę wolni.

Dzisiaj …

Dzisiaj wszystko stanęło na głowie, dziewczyny są zbyt łatwe (sorry laski ale tak jest) mają większe jaja niż faceci są bardziej wulgarne, brutalne i bezwzględne. Dzisiejsi faceci to pizdy w rurkach z na żelowanymi grzywkami. Wszyscy zapatrzeni w mieniące kolorami ekrany telefonów komórkowych, komunikując się z otoczeniem przez bezduszne urządzenia.

Czuję się jak w państwie policyjnym, gdzie wszystko zostało odgórnie ustalone bez jakiegokolwiek marginesu na własną inwencję, oddech, błąd. Nawet MY z tamtych lat pamiętając, czując ten powiew i smak wolności, świeżości i młodości staliśmy się obcy sobie i własnym ideałom. Może w końcu się obudzimy i zaczniemy wszystko od początku, fajnie by było.

Written by Miro